Mieszko I nigdy się nie ochrzcił

A było to dawno, kiedy najstarsze baby i dziady miały jeszcze zęby, a drogę z Poznania do Lublina pokonywano we dwa tygodnie. Mieszko I książę w Poznaniu miał straszny problem ze swym małym państewkiem.  Od północy i zachodu stale najeżdżały go dzikie plemiona już to Pomorzan, już to Wieletów i Obodrytów. Kraj spływał krwią, mnóstwo kmieci uprowadzono w niewolę by ich potem Żydom z Chazarii sprzedać, a wojsko mieszkowe słabe było. Jedyną pomoc w walce z dzikimi poganami mogli udzielić chrześcijanie – Czesi i Niemce. Aleć Mieszko sam poganin, co czary czynił, wróżby i gusła na dworcu poznańskim z żercami odprawiał. Był jednak we wsi otwockiej kmieć jeden bażo do księcia Mieszka z gęby podobny – Miłosz Kapusta. I nawet kolor oczu miał taki sam. Wpadł zatem chytry książę lechicki na lichowy plan. Wysłał on poselstwo na Czechy na dwór w Pradze, że się ochrzci, na wiarę Jesu Krysta przejdzie, w zamian za pomoc pancernych czeskich drużynników w walce z północnymi poganami.

Chrzest w beczce w Poznaniu

Czesi a jakże przysłali swoich kapelanów i Dąbrówkę księżniczkę, naszykowali beczkę ciepłej wody (aby się książę nie przeziębił) i ochrzcili we wierze rzymskiej, w Poznaniu. Jeno, że ochrzcili Miłosza Kapustę, bo w tym czasie książę Mieszko z kilkoma wojami przyglądał się scenie z pobliskiej kępy brzóz i popijał lubelski miód trójniak, zagryzając suszonymi śliwkami.

Mieszko poganinem został do końca swych dni, do końca swego ofiary z kogutów w gaju składał, i kler katolicki jeno złośliwie insynuuje, że się książę Mieszko ochrzcił siebie i Polskę całą. Aleć my Lechici wiemy swoje!

Zanotował Rokosz